niedziela, 22 marca 2015

Rumunia 2014, część 8

Poranek w Mongolii zaczął się bardzo leniwie.



Przystąpiliśmy do serwisu motocykli


Okazało się, że Ramoneza też ma luz na główce ramy.



Motocykle gotowe. My spakowani. Czekamy jak zwykle na Kosmala. Studiujemy mapy. Dziś odłącza się od nas Naczelny Filozof. Ma trochę więcej wolnego więc jeszcze pojeździ.

Ruszamy i jedziemy asfaltem. Jest nudno. Ale musimy podciągnąć trochę bliżej do północy. Zahaczamy o Turdę i kopalnię soli. Naczelny bardzo polecał.

Pierwszy raz coś zwiedzamy.

Ładnie, ale osobiście uważam, że o wiele ładniejsza, i ciekawsza jest nasza Wieliczka. Chłopakom się nie podobała bo strasznie marudzili.

W sumie z tego dnia nie ma za bardzo co opowiadać.
Nic się nie działo.
Nie było offa.
Nie było gleb.
Był asfalt.
Było gorąco.

Ciekawiej wyglądał nasz wieczór i moment poszukiwania miejsca na nocleg.
Natrafiliśmy na grupkę szalonych lokalesów, która od razu zaprosiła nas do swojej miejscówki na piwo i żarcie.



Lokalesi byli bardzo głośni, niewybredni w żartach. Nie wstydliwi nic a nic. Szaleni po prostu. Wypiliśmy z nimi po piwie. Poczęstowaliśmy się słoniną z grilla.Dali nam też zapas na drogę. Pamiątkowe foty i jedziemy kawałek dalej od nich by rozbić nasze namioty. Kosmal miał małe obawy. Bał się, że zwołają większą grupę i przyjdą w nocy na balangę.
Nie było czego się bać. Nie było żadnych nie przyjemności.


Palimy ognicho. Tradycyjnie kiełbaski. Rozmowy i śpiewy. Bawiliśmy się też aparatami.


Przemyślenia
Brak...
Wracamy do domów. Przygoda się kończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz